ostatni raz w Krakowie byłam w czerwcu. Już teraz serce rwie mi się tam znowu i muszę dławić tę chęć, bo "nie ma takiej możliwości" do stycznia (ferie). A przed oczami mam Planty we wrzesniu, czy październiku: kasztany, kolory, mgiełka, powietrze nasączone zapachem jesieni. Ten spokój, którego doswiadczam za każdym razem, gdy wsiadam z dziećmi w tramwaj przy dworcu. Mam wtedy wrażenie, że zegarek wyparowuje mi z ręki, mam czasu ile dusza zapragnie i naprawdę nic a nic nie muszę. Śmieszne, bo to uczucie zawsze dosięga mnie w tramwaju :)
Ale. W czerwcu spacerowałam, jak zawsze, po Kazimierzu. Staramy się zawsze iść inną drogą i tym razem weszliśmy od ulicy Miodowej. Tam natrafiliśmy na galerię "Maruna", Miodowa 2. Bardzo spodobały mi się przedmioty ręcznie robione, biżuteria, ubrania, zabawki - wszystko jakby z bajki. No, ale to jest Kraków. Tam kazda kawiarnia, galeria, nawet pizzeria ma niewymuszony klimat: chcesz? - to wejdź, zapraszamy. To krzeslo sie chwieje, ale przy oknie jest flauszowa kanapa. Czuj się jak u siebie :)
Tu link do galerii: maruna.pl
A tu kilka moich zdjęć, proszę wybaczyć jakość. Dzieci się rozbiegały, mama poganiała, nie było szansy poprawić.
Dobrej nocki i miłego dnia życzy Wełna!




